Oceń
Makabra na porodówce i walka matki o sprawiedliwość. W 2017 roku lekarz urwał główkę wcześniakowi. Teraz ruszy proces w sprawie.
Do tragicznych wydarzeń doszło w styczniu 2017 roku. Natalia miała zostać szczęśliwą mamą dziewczynki, niestety, poród zakończył się koszmarem. Kobieta trafiła do szpitala w Świebodzicach w ostatnim dniu 22 tygodnia ciąży. Miała plamienia i skarżyła się na ostry ból brzucha.
To była dopiero połowa piątego miesiąca ciąży, ale Natalia już zaczęła rodzić. Na porodówce przyjął ją lekarz Krzysztof S. W czasie porodu zauważył, że dziecko przychodzi na świat nóżkami do przodu, zastosował więc specjalistyczny chwyt Veita-Smellego - jeden z palców włożył w usta dziecka, dwa oparł o jego szczękę, następnie pociągnął...
Dziecko bez głowy
Jak zeznawała później pielęgniarka obecna przy porodzie, lekarz wyciągnął ciałko dziecka bez głowy. Później próbował wydobyć ją z ciała kobiety za pomocą narzędzi, ale i to się nie udało. Wtedy uśpił Natalię i wykonał łyżeczkowanie macicy.
Jak ustalono później, w szpitalu w Świebodzicach doszło do szeregu błędów. Lekarz nie wykonał USG, nie czekał też na całkowite rozwarcie i wykonał metodę Veita-Smelliego nieprawidłowo, z nadmierną siłą. Ponadto stwierdzono, że gdyby pacjentka została przewieziona do szpitala specjalistycznego, istniałaby szansa na przeżycie noworodka.
Teraz pani Natalia żąda wyjaśnienia sprawy na drodze sądowej. Pozwała szpital o naruszenie praw pacjenta i chce zadośćuczynienia w kwocie 600 tysięcy złotych za śmierć dziecka. Czy sprawa trafi przed sąd - nie wiadomo. W przypadku śmierci płodu do 22 tygodnia prawo mówi o poronieniu. Od 23 tygodnia mówi się już o prorodzie. Do zakończenia 22 tygodnia ciąży Natalii brakowało dwóch godzin...
Oceń artykuł

