Oceń
Czerniki – nowe informacje o zbrodni. Córka Katarzyna, która uciekła z domu, przerwała milczenie i opowiedziała o tym, jak wyglądało jej życie z „polskim Josefem Fritzlem”, czyli Piotrem G. Co się stało w Czernikach?
Zbrodnia w Czernikach. W programie „Uwaga!” TVN pojawiły się wypowiedzi Katarzyny, córki Piotra G., która uciekła z koszmarnego domu. Przypominamy, że w domu w Czernikach znaleziono trzy ciała noworodków, które pochodziły z kazirodczego związku z córką Pauliną G. i z gwałtu na starszej córce.
Piotr G. usłyszał trzy zarzuty ws. zabójstwa dzieci i dwa ws. kazirodztwa. Jedna z córek miała być w „dobrowolnym” związku z 54-letnim mężczyzną, druga natomiast miała być gwałcona przez potwora. 20-letnia Paulina G. również usłyszała zarzuty zabójstwa oraz kazirodztwa. Obecnie Piotr i Paulina przebywają w trzymiesięcznym areszcie, ale grozi im dożywocie. Teraz milczenie przerwała córka Piotra G., która uciekła kilka lat wcześniej z domu.
Córka Piotra G. przerywa milczenie. „To potwór, nie człowiek”
W programie „Uwaga!” stacji TVN pojawiły się informacje o Katarzynie, córce Piotra G., która uciekła z domu w Czernikach kilka lat wcześniej. Kobieta trafić miała do Osady Burego Misia, która zajmuje się osobami z niepełnosprawnościami. Ksiądz Czesław „Kuba” Marchewicz opowiedział o tym, jak wyglądała Katarzyna, gdy trafiła do ośrodka.
Przyjechała kompletnie zaniedbana, włosy sterczały jej jak słoma. Miała w różnych miejscach połamane okulary, poklejone plastrem. Okazało się, że były połamane po tym, jak ojciec bił ją po głowie, twarzy
Katarzyna żyła w koszmarnych warunkach, a na przywileje liczyć mogli jedynie ojciec oraz córka Paulina. Większość z dwanaściorga dzieci codziennie jadło tylko ryż lub zimną kaszę. Katarzyna i jej niepełnosprawny intelektualnie brat Damian byli więźniami, a chleb był dla nich luksusem.
- Mówiła, że lodówka w domu była zamknięta na klucz. Mówiła, że tylko tata mógł z niej korzystać i Paulina. Jej uwagę najbardziej zwróciła cola, która stała w lodówce. Dla niej to było nieosiągalne - opowiadał ksiądz Marchewicz. - Sytuacja była na tyle nabrzmiała, że ojcu nie zależało na tym, żeby ona w ogóle wychodziła z domu. To był taki obóz koncentracyjny, w którym dziewczyny, szczególnie osoby niepełnosprawne i z niesprawnością intelektualną, były jego zarobkiem. Dawały mu utrzymanie. Dlatego robił wszystko, by Kasi i Damiana nie wypuścić z domu. Z tego, co wiem, to on sam nie pracował – wyjaśnił dalej.
W programie pojawia się również wypowiedź Katarzyny. Wyjaśniła, że gdy do domu przyjeżdżała kurator, ona i jej rodzeństwo musieli siedzieć cicho, gdy Piotr G. „opowiadał bajeczki”.
Najgorzej mnie traktował, byłam bita po twarzy. To potwór, nie człowiek
Dziękujemy za przeczytanie artykułu do końca. Bądź na bieżąco! Polub naszą stronę na Facebooku.
Oceń artykuł
Tu się dzieje
