Oceń
Jeden z wrocławskich ratowników medycznych zmarł w domu pomiędzy dwoma dyżurami. Jak twierdzi jego żona, śmierć mężczyzny spowodowało przepracowanie. W samym styczniu miał przepracować ponad dwa etaty.
Z jednego dyżuru wrócił o 7 rano, na drugim musiał stawić się o godzinie 19 tego samego dnia. Niestety zamiast do pracy, trafił do szpitala gdzie zmarł ok. godziny 21. Tym tragicznym akcentem zakończył się dzień Adama B., ratownika medycznego, który zmarł 19 lutego tego roku.
Zapracował się na śmierć
Jak podaje portal fakt.pl, mężczyzna pracował we wrocławskim pogotowiu na kontrakcie jako ratownik medyczny i dyspozytor. Przyczyny śmierci mężczyzny wykaże sekcja zwłok, jednak już teraz w sprawę zaangażowała się także prokuratura. To z powodu zawiadomienia zgłoszonego przez żonę ratownika, która twierdzi, że w styczniu przepracował on aż 359 godzin, czyli ponad dwa pełne etaty. To zdaniem kobiety przyczyniło się do śmierci Adama B.
Przepracowany ratownik
Okazało się także, że Adam B. jeszcze w grudniu ubiegłego roku wysłał list do wojewody, w który skarżył się, że jako ratownik pogotowia i dyspozytor pełnił dyżur nieprzerwanie przez 48 godzin, czyli dwie doby.
Wiadomo, że mężczyzna był zatrudniony na kontrakcie, a ta forma zatrudnienia nie zawiera w sobie ograniczeń czasowych dla pracowników. Z ustaleń jakie podaje „Fakt” wynika, że dyrekcja pogotowia ratunkowego, w którym pracował Adam B., potwierdziła, że był on pracownikiem kontraktowym, ale twierdzi, że jednocześnie miał obostrzenia czasu pracy.
Sprawę wyjaśnia prokuratura.
Oceń artykuł