Oceń
Dziennikarka Agnieszka Woźniak-Starak postanowiła odnieść się do medialnych doniesień i sama opisała ostatnie chwile z mężem. Na Instagramie wyznała, że żyje teraz jak w w filmie, w którym nikt nie chciałby grać.
Od tragicznego wypadku na jeziorze Kisajno mijają już prawie dwa miesiące. Piotr Woźniak-Starak zginął tragicznie w wieku 39 lat, zostawiając swoją żonę w żałobie. Teraz, po serii medialnych doniesień na temat wypadku, Agnieszka Woźniak-Starak postanowiła publicznie opisać ostatnie godziny z ukochanym.
Do wyznań skłoniły ją ostatnie informacje "Super Expressu", jak się okazało - nieprawdziwe. Tabloid podał, że dziennikarka była wzywana do prokuratury, gdzie składała zeznania w sprawie śmierci męża.
Od kilku dni czytam wszędzie, że byłam wezwana na przesłuchanie do prokuratury, że ze łzami w oczach opowiadałam o tym, że dowiedziałam się o wypadku gdy wracałam z rodzicami do Warszawy, miałam tam ponoć ważne spotkanie. Nic z tego nie jest prawdą, ale po co pisać prawdę, jeśli można dać pole kolejnym insynuacjom, a co za tym idzie kolejny artykułom. Nieważne, że ktoś cierpi
- napisała w niedzielę wieczorem na Instagramie.
"Był szalony"
Jak było naprawdę? Co wydarzyło się 17 i 18 sierpnia? Dziennikarka zapewnia, że nigdy nie była przesłuchiwana, a gdy jej mąż zaginął, wcale nie wracała do domu w Konstancinie, tylko spała w posiadłości Staraków w Fuledzie. Dlaczego nie była z ukochanym na motorówce? Bo nie lubiła pływać nocą.
17 sierpnia wieczorem byliśmy z moimi rodzicami na kolacji. W nocy 18 sierpnia zginął mój mąż. 18 sierpnia to dzień urodzin mojego taty, mieliśmy spędzić go wszyscy razem. Nie zdążyliśmy. Piotrek miał na Mazurach mnóstwo znajomych, uwielbiał pływać motorówką w nocy. Ja nie, dlatego zostałam w domu i poszłam spać. Tak, był szalony i zapłacił za to najwyższą cenę. O 5 rano obudził mnie telefon, że Piotrek zaginął. Od teraz urodziny mojego taty już zawsze będą rocznicą śmierci mojego męża, będę się z tym mierzyć co roku
- napisała dziennikarka.
Nigdy nie byłam wezwana do prokuratury na przesłuchanie. Składałam zeznania na miejscu na Fuledzie, gdzie byłam odkąd przyjechaliśmy tam razem z Piotrkiem z Sopotu. I zostałam do samego końca szukając Go ze wszystkimi, którzy przyjechali nas wesprzeć w najgorszych dniach naszego życia. Tyle
- wyjaśnia Agnieszka Woźniak-Starak.
W swoim poście dziennikarka podziękowała fanom za wsparcie, opowiedziała o życiu, które zamieniło się w piekło, "film, w którym nikt nie chciałby grać". Poprosiła też o możliwość spokojnego przeżywania żałoby.
Oceń artykuł