Oceń
Marcin Prokop z rozrzewnieniem wspomina pracę z byłym kolegą z "Mam Talent" Szymonem Hołownią. Opowiedział o dramatycznych sytuacjach na planie, gdy omal nie stracili życia!
Marcin Prokop i Szymon Hołownia przez wiele lat zabawiali widzów i tworzyli niepowtarzalny, pełen humoru i sprzeczności duet w popularnym "Mam Talent". Panowie wspólnie prowadzili show, jednak ich praca nie polegała wyłącznie na zapowiadaniu uczestników i pogawędkach z nimi zza kulis. Niejednokrotnie - by zabawić widzów i wprowadzić dynamikę w programie - męzczyźni sami poddawali się pewnym - często nieoczywistym - zadaniom i nagrywali swe występy w plenerze.
Niestety wszystko się kiedyś kończy. Szymon Hołownia stwierdził pewnego dnia, że telewizję zamieni na politykę, porzucił pracę w TVN i założył własne ugrupowanie, a nawet startował w wyborach na prezydenta, gdzie zebrał dość pokaźnie poparcie. W "Mam talent" zastąpił go zaś komik Michał Kempa.
Hołownia i Prokop byli krok od śmierci
I choć sporo czasu już upłynęło, odkąd duet Prokop-Hołownia razem pokazywał się w TVN, widzowie wciąż ich pamiętają. Teraz jeden z mężczyzn postanowił przywołać wspólne chwile. Skupił się jednak nie na dniach szczęśliwych, a na nagraniach, które omal nie pozbawiły ich życia!
Jedno z nich mogło skończyć się tragicznie dla Szymona Hołowni. Prezenterzy nagrywali wrzutkę do "Mam Talent" na głębokiej wodzie. Mieli pływać na deskach SUP, na których śmiałkowie przemierzają wody na stojąco i sterują wiosłem. Niestety nagle Szymon Hołownia ze swojej spadł, a jak się okazało, nie potrafił pływać. Prezenter zaczął topić się na oczach partnera i ekipy! Marcin Prokop pospieszył mu na szczęście z pomocą - Okazało się, że Szymon nie umie pływać i musiałem go wydobywać na brzeg, bo zaczął się topić - wspomina.
Prokop szczerze: "byśmy dzisiaj nie rozmawiali"
Inne zdarzenie omal nie odebrało życia Marcinowi Prokopowi. Gwiazdor nie należy do osób szczególnie niskich, ba, jest naprawdę bardzo wysoki - mierzy ponad dwa metry! To, co dla przeciętnego człowieka wisi wysoko nad głową, dla niego bywa więc dość niebezpieczne. A jeśli dołożyć do tego prędkość...
Jeden z materiałów dla TVN Marcin Prokop i Szymon Hołownia kręcili w piętrowym autobusie. Polskie drogi raczej nie są do nich dostosowane - miejska sygnalizacja świetlna jest umieszczona na tyle nisko, że człowiek stojący na piętrze, może o nią zahaczyć. A to może się skończyć tragedią. I omal nie skończyło się nią przy nagrywaniu "Mam Talent".
Operator w ostatniej chwili krzyknął do mnie: "uwaga!". Ja zrobiłem unik i wtedy w miejscu, gdzie była moja głowa, świsnął mi pylon sygnalizacji świetlnej. Gdybym się nie uchylił, to pewnie dostałbym nim głowę od tyłu i może byśmy dzisiaj nie rozmawiali, a może byś karmiła mnie łychą w szpitalu
- wspomina Marcin Prokop w rozmowie z dziennikarką TVN.
Prezenter przyznał przy tym, że podobnych chwil grozy było na planie co niemiara, on jednak za nic nie chciałby zmienić pracy. - Z tej soli składa się moja telewizyjna rzeczywistość i gdyby mi tego zabrakło, i gdybym miał siedzieć w studio i czytać wiadomości z promptera, to chyba bym wolał pracować w fabryce kafelków - mówi całkiem poważnie.
Oceń artykuł
Tu się dzieje
