Oceń
Ojciec Mateusz nosi koloratkę i tropi zbrodniarzy w wyjątkowo bogatym w przestępstwa Sandomierzu. Jego kariera wisiała jednak na włosku - Artur Żmijewski, wcielający się w rolę księdza-detektywa, postanowił zrezygnować. Zatrzymały go pieniądze.
Pod koniec maja media obiegła smutna wiadomość - "Ojciec Mateusz" zakończy swój żywot. Nie dosłownie, ale jako serial - wieloletni hit TVP miałby zniknąć z ramówki.
Wszystko przez głównego gwiazdora serialu, Artura Żmijewskiego, który najwidoczniej znudził się pedałowaniem i zmęczył tropieniem bandytów w Sandomierzu. Aktor postanowił pożegnać się z produkcją.
Żmijewski zostaje i zarobi krocie
Teraz pojawiło się jednak światełko w tunelu i zdaje się, że "Ojca Mateusza" nie czeka zagłada. Jak donosi se.pl, Żmijewski w serialu zostanie, ale pod jednym, bardzo ważnym warunkiem.
Część odcinków "Ojca Mateusza" reżyserował sam odtwórca głównej roli, a za fuchę tę zgarniał całkiem pokaźną sumkę. Teraz producentom postawił ultimatum - albo wyreżyseruje 10 z 13 odcinków kolejnego sezonu, albo koniec współpracy.
Jeśli producenci przystaną na warunek Żmijewskiego, aktor (i reżyser) zgarnie za kolejny sezon prawie pół miliona złotych. Każdy dzień zdjęciowy to 5 tysięcy za grę aktorską. Plan zdjęciowy trwa 65 dni, co oznacza 325 tysięcy złotych. Ale to nie wszystko. Za wyreżyserowanie jednego odcinka Żmijewski dostaje 15 tysięcy złotych. W sumie może więc zarobić aż 475 tysięcy złotych!
Oceń artykuł