Oceń
Dzień po pogrzebie męża Kacpra Tekieliego Justyna Kowalczyk opublikowała swoją mowę pogrzebową w mediach społecznościowych. Jej słowa wzruszają do łez.
We wtorek 30 maja odbył się pogrzeb Kacpra Tekieliego, wybitnego polskiego wspinacza i prywatnie męża Justyny Kowalczyk, sławnej biegaczki narciarskiej. Dzień później wdowa opublikował mowę pogrzebową, którą wygłosiła.
Kacper Tekieli zmarł w szwajcarskich Alpach, gdy porwała go lawina podczas wspinaczki na szczyt Jungfrau. Nie udało się go uratować, a akcja poszukiwawcza opóźniła się ze względu na złe warunki atmosferyczne. Śmierć Tekieliego wstrząsnęła Polską.
Justyna Kowalczyk pożegnała męża wzruszający słowami. Oto jej mowa pogrzebowa
Justyna Kowalczyk opublikowała swoją mowę pogrzebową. Zaczęła od opowiedzenia wzruszającej historii.
Ostatnią karkołomną wspinaczkę Kacper miał zrobić 07.09.2021 w Krakowie. Kilka dni wcześniej urodził się Hugo. Miał okazję przytulić się do naszego chłopczyka, do mnie nie. Przepisy antycovidowe. Przyjeżdżał do szpitala każdego kolejnego dnia, stał pod balkonem i z czwartego piętra rozmawiałam z Nim przez telefon. Bardzo mu uwierało to, że nie mógł mnie przytulić, podziękować. Bardzo. Kacper, jak Kacper, wysłał mi po kilku dniach sms, że dziś się do mnie będzie wspinał. Budynek otynkowany, czwarte piętro. Trochę średnio. Na szczęście w ciągu pół godziny otrzymałam również wiadomość, że możemy wyjść że szpitala. Ostatnią Jego karkołomną wspinaczką, była Direttissima na Mięguszu. Przebiegł ją wręcz. Nie myślcie, że to był szczyt Jego możliwości - wysłał w tym czasie do mnie z 10 smsów. Wrócił do domu nieswój. Niby sukces, ale przytulił się i powiedział, że już tak nie chce
- zaczęła Justyna Kowalczyk.
To było ponad dwa lata temu. Uwierało Mu to trochę, ale przez te ostatnie dwa lata więcej razy się wycofywał, niż robił co zapalnował. Zmienił się. Wolał ze mną biegać częściej. Wyjść z Hugotkiem przerzucać kamyczki. Cieszyło mnie to w duchu, choć teraz myślę, że może lepiej by było, gdyby pozostał przy tych karkołomnych wyczynach, bo wtedy czekał zawsze na warunki idealne
- mówiła.
Doceniam, że mogłam się z Nim pożegnać. Nie każda żona alpinisty ma taką możliwość. Wyjście od Niego i zamknięcie za sobą na zawsze drzwi, to najtrudniejsza rzecz, jak mnie w życiu spotkała. Od tematu śmierci nie uciekaliśmy. To były trudne rozmowy, ale szczere i świadome. Hugo pojawił się na świecie dlatego, że mój Kochany Mąż był pewien, że nie tylko dam sobie w każdej sytuacji radę, ale i na ile się da zrekompensuję stratę. Na pewno Go nie zawiodę. Zrobię wszystko, by wychować Hugotka na tak wspaniałego człowieka, jakim był Kacper. Żeby nasz chłopczyk dał komuś tyle szczęścia, ile dostałam ja
- mówiła dalej Kowalczyk.
Kacper założył w mojej głowie i sercu mocne stanowisko. Odpadłam z kretesem. Wszystkie przeloty wyrwałam, pokiereszowałam się strasznie, ale stanowisko trzyma. I wytrzyma lawinę smutku. Złapiemy z Hugotkiem łopatki i to lawinisko odgruzujemy. Będziemy żyć, jak nauczył nas Kacper. Pełnią. Będziemy zwiedzać świat i zdobywać szczyty. Będziemy na każdą minutę zachłanni, jak On. (...) Przyznaję Mu rację: życie jest za krótkie, by się pierdołami przejmować. Perspektywa mi się zupełnie zmieniła. Hugo miał cudownego Tateła! Gdybym kilka lat temu wiedziała, że ta historia będzie miała taki przebieg, wskoczyłabym w ogień z jeszcze większą siłą!!! Dla spotkania z takimi ludźmi, jak Kacper warto żyć. To że byłam całym Jego światem przez cztery lata, że dałam mu szczęście, jest dla mnie ogromnym zaszczytem
- skończyła swoją wzruszającą przemowę Justyna Kowalczyk.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu do końca. Bądź na bieżąco! Polub naszą stronę na Facebooku.
Oceń artykuł
Tu się dzieje
