Oceń
Dziesiątego kwietnia w Warszawie - mimo surowych zakazów - na Placu Piłsudskiego zgromadził się tłum ludzi. Policja nie reagowała. Teraz się tłumaczą.
Czy prawo można stosować wybiórczo? I czy są osoby, których ono nie obowiązuje? Zdaje się, że tak, co w piątek udowodnili politycy i polska policja.
Mimo epidemii koronawirusa i surowych obostrzeń, politycy PiS tłumnie zgromadzili się na Placu Piłsudskiego. Nie zachowali nakazanych odstępów i było ich - wbrew zasadom - więcej niż 5 osób. Wygląda więc na to, że złamali nałożone przez samych siebie nakazy, za które grożą mandaty od policji i grzywny nawet po 30 tysięcy złotych od sanepidu. Żadna z tych instytucji jednak nie zareagowała.
Policja chroni PiS
Teraz warszawska policja tłumaczy się z niekarania polityków, a wręcz ich ochraniania. Twierdzą, że pod pomnikiem smoleńskim nie było ZGROMADZENIA, a ZGROMADZONY tam tłum nie podlega prawu...
W związku z obchodami 10. rocznicy katastrofy smoleńskiej przypominamy, że nie mamy w tym przypadku do czynienia ze zgromadzeniem w trybie ustawy, a poszczególne osoby wykonują swoje zadania w ramach pełnionych urzędów i funkcji. Podobnie, jak prowadzący relacje dziennikarze
- poinformowali na Twitterze.
O jakiej ustawie mówi policja? Tej o zgromadzeniach, czy może ustawie "koronawirusowej"? Tego nie wiadomo, żadna z nich też zachowania polityków nie tłumaczy. Tym bardziej, że nawet w czasie epidemii, będąc w pracy, należy przestrzegać ścisłych procedur. A jeśli to praca, to jakie służbowe obowiązki pełnili akurat "szeregowi posłowie", ex-posłowie i działacze partyjni?
Oceń artykuł
Tu się dzieje
