Oceń
Jak wynika z ustaleń Onetu, Jacek Kurski, odwołany niedawno ze stanowiska prezesa TVP, nie trafi do rządu. Nie chce go tam Jarosław Kaczyński. Poszło o taśmę, która trafiła na jego biurko.
Jacek Kurski wydawał się niezatapialny. Jak mantra powtarzano, że to przez niego PiS wygrywa wybory i utrzymuje poparcie. Gdy niespodziewanie został odwołany z funkcji szefa Telewizji Polskiej, spodziewano się raczej, że PiS grzeje już dla niego albo wygodniejszą, albo ważniejszą posadkę. Mówiło się m.in. o nowym ministerstwie.
Pożarł się z Kaczyńskim
Z najnowszych ustaleń wynika jednak, że Jacek Kurski do rządu nie trafi, a centrala na Nowogrodzkiej pozwoliła mu jedynie na „godne pożegnanie”. Nie mógł nawet porozmawiać z prezesem Kaczyńskim – szef nie znalazł dla niego czasu.
Skąd ten chłód? Przez Janinę Goss, jedną z najbliższych współpracowniczek prezesa PiS. Poszło o odwołanie szefa łódzkiego oddziału TVP3 Błażeja Kronica, za którym wstawiła się Goss. Kurski specjalnie pojechał do Łodzi, żeby dać do zrozumienia, że decyzji nie zmieni i „nikt go do tego nie może zmusić ani odwołać, nawet sam Jarosław Kaczyński”. Niestety Kurski był w "ukrytej kamerze" – nagranie jego słów trafiło na biurko Janiny Goss, a później ekspresem na Nowogrodzką.
A ja ci jeszcze pokażę, pomyślał prezes
Słowa Kurskiego trafiły tam, gdzie boli najbardziej i Kaczyński ma do niego żal. Ze smutkiem w sercu musiał odwołać z TVP zaufanego wspólnika i dać na jego miejsce Mateusza Matyszkowicza. Przez przykre słowa Kurskiego, prezes nie widzi też dla niego miejsca w rządzie.
- Dzisiaj nie ma w kierownictwie partii tematu wejścia Jacka do rządu – stwierdził jeden z polityków z kierownictwa partii rządzącej. Dodał też, że Kurski nie był brany pod uwagę ani jako minister kultury, ani jako minister cyfryzacji.
Oceń artykuł
Tu się dzieje
