Oceń
Szokująca i obrzydliwa wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego! Pochwalił się w Mielcu, że PiS karze swoich ludzi tak ostro, że „to kosztowało życie jednego człowieka”.W rozmowie Wirtualną Polską mec. Paweł Śliz ujawnia, że najpewniej chodziło o zmarłego senatora Stanisława Koguta. Opowiedział jak polityk Prawa i Sprawiedliwości został zaszczuty i zniszczony. Czy prezes PiS poniesie konsekwencje? Czy to były groźby śmierci pod adresem nieposłusznych polityków PiS?
Jarosław Kaczyński przegiął i to ostro. Na spotkaniu z sympatykami Prawa i Sprawiedliwości w Mielcu (woj. podkarpackie) odpowiedział w kontrowersyjny sposób na zarzut, że „rząd nic nie robi”. Oficjalnie ogłosił, że Prawo i Sprawiedliwość tak surowo karze własnych ludzi, że jednego człowieka kosztowało to życie! Nie podał nazwiska, ale mecenas Paweł Śliz wyjaśnia, że chodzi o zmarłego senatora PiS Stanisława Koguta.
Senator Kogut, akcja CBA i zniszczenie człowieka
Stanisław Kogut uważał się wiernego człowieka Kaczyńskiego. Jednak pod koniec 2018 roku usłyszał prokuratorskie zarzuty ws. przyjęcia korzyści majątkowych. W styczniu 2020 roku został zatrzymany przez CBA, trafił do aresztu na kilka miesięcy i wyszedł na wolność po wpłaceniu 800 tys. zł kaucji. Zmarł 18 października 2020 roku w szpitalu w Gorlicach, gdzie przebywał po zakażeniu koronawirusem. Bezpośrednią przyczyną zgonu był rozległy zawał serca.
Czy my przyjmujemy zasadę pana Neumanna, że sądy są nasze i póki jesteś w Platformie Obywatelskiej, to ci nic nie zrobią? Nie. My karzemy naszych ludzi, my karzemy tak ostro, że nawet w jednym wypadku to kosztowało tego człowieka życie. Krótko mówiąc, my jesteśmy naprawdę pod tym względem twardzi. A że nie jesteśmy idealni, że różne rzeczy się zdarzają? No zdarzają się, proszę państwa, nie ma na świecie ludzi idealnych, nie ma ludzi bezgrzesznych, poza Chrystusem i Maryją. I nam się różne rzeczy zdarzają – powiedział Jarosław Kaczyński w Mielcu.
Tomasz Siemoniak na Twitterze zwrocił uwagę, że ta wypowiedź jest publiczną groźbą pod adresem nieposłusznych polityków i wypowiedzią o charakterze mafijnym.
Mecenas Śliz, który był obrońcą senatora Koguta, uważa, że to o niego chodziło Kaczyńskiemu. Mówi, że był to człowiek zaszczuty przez własną partię, którego stan psychiczny w pewnym momencie nie pozwalał już nawet na przesłuchanie. Zdaniem mecenasa, „to nie było tylko złe samopoczucie, ale realny stan wywołany tylko tym, co się wokoło niego działo”.
Podkreślmy to, na co panowie wskazujecie. Prezes Jarosław Kaczyński jednoznacznie przyznał, że dokonali ostrego ukarania człowieka, który nie doczekał się sprawiedliwego procesu. "My tak karzemy" w ustach Kaczyńskiego oznacza, że "my tak zaszczujemy człowieka, że to doprowadzi go do śmierci"? To straszne, to słowa wręcz niewyobrażalne – powiedział mec. Śliz. (Wirtualna Polska)
Paweł Śliz w rozmowie z Wirtualną Polską ujawnił, że zaszczuto senatora w mediach, a informacja o zatrzymaniu pojawiła się na pasku w TVP Info jeszcze zanim służby zapukały do jego drzwi. Bardzo źle znosił też pobyt w areszcie w Bytomiu. Jego sprawa podobno miała „drugie dno”, rodzina i obrońcy mówią o politykach związanych z rządem, ale z jakichś powodów nie chcą zdradzić o kogo chodzi. Żona senatora Koguta na łamach Wirtualnej Polski prosi tylko, aby "pozwolono mu spokojnie leżeć w grobie".
Senator wielokrotnie zgłaszał mi niepokojące sytuacje. Mówił o gaszeniu światła, uniemożliwianiu słuchania radia. Wskazywał, że miał w celi człowieka, który został tam podstawiony, by wyciągnąć od niego informacje. Nie wiem, na ile to była prawda, a na ile efekt tragicznego stanu psychicznego. Bolało go to, że w areszcie wciąż przebywał jego syn Grzegorz. Obwiniał się, że to wszystko przez niego. Cierpiał nie tylko psychicznie. Senator ciężko chorował. Miał cukrzycę, dnę moczanową, olbrzymie problemy z oczami. Był w stałym leczeniu, a gdy trafił do aresztu, miał właśnie otrzymywać zastrzyki wprost do oczu. Jego stan zdrowia naprawdę był bardzo ciężki. W areszcie prawie oślepł. Senator Kogut zmarł, bo nie wytrzymało mu serce. Nikt mi nie powie, że to zaszczucie nie wpłynęło na jego zdrowie – ujawnił mecenas Śliz. (Wirtualna Polska)
Zdaniem mecenasa, „my tak karzemy" w ustach Kaczyńskiego oznacza, że "my tak zaszczujemy człowieka, że to doprowadzi go do śmierci". Czy za takie słowa Jarosław Kaczyński powinien być skończony jako człowiek i polityk? Tu już nie chodzi o preferencje polityczne, ale o ludzką przyzwoitość, empatię i szacunek dla zmarłych! Chodzi po prostu o bycie człowiekiem... ale to istot z PiS chyba już nie dotyczy.
Niestety, żyjemy w Polsce, w której wyborcy/fanatycy wybaczą wszystko...
Oceń artykuł