Oceń
Jarosław Kaczyński wie doskonale, co robi i jakie zagrożenia stoją mu na drodze ku dalszej władzy. Zmieni termin wyborów za wszelką cenę, bo już wie, że inaczej przegra.
Trwa druga kadencja rządów PiS w Polsce, czeka nas trzecia? Tego dowiemy się już w 2023 roku. Wybory parlamentarne zaplanowane są na jesień przyszłego roku i w tym terminie się odbędą - mimo wielokrotnych, powtarzających się pomysłów na ich przyspieszenie.
I tu pojawia się pewien problem, nie problem. Mniej więcej w tym samym czasie do urn powinniśmy iść dwa razy - na wybory parlamentarne i samorządowe. Dla obywateli nie stanowi to większego problemu, problematyczne wydaje się dla władzy. PiS za wszelką cenę chce przedłużyć kadencję władz samorządowych i głosowanie przeprowadzić dopiero wiosną 2024 roku. Dlaczego? Bo inaczej przegrają.
PiS przesuwa wybory. Inaczej przegrają
Notowania Prawa i Sprawiedliwości są na bardzo wysokim poziomie, ale to na szczeblu krajowym. Na szczeblu samorządowym PiS głosowania przegrywa. Jak zauważa profesor Waldemar Wojtasik z Uniwersytetu Śląskiego, władze partii boją się, zbytniego chaosu i że wyborcy myśleć będą kategoriami lokalnymi, głosując na skład Sejmu. Wtedy skupiliby się w dużej mierze na tym, co mówią politycy lokalni, a tu prym wiedzie od lat opozycja.
Jeśli partie opozycyjne cieszą się uznaniem lokalnie, a ich politycy okazują się skuteczni w działaniu, Polacy mogliby stwierdzić, że podobnie będzie na szczeblu państwowym. Co więcej, jednocześnie odbywałyby się tysiące małych kampanii wyborczych, wycelowanych przeciw władzy PiS. To mogłoby dodatkowo osłabić pozycję Jarosława Kaczyńskiego i spółki.
Czas i TVP na korzyść PiS
PiS już przygotowało oczywiście projekt ustawy zmieniającej termin wyborów samorządowych i zawzięcie walczy o jej przyjęcie. Zmiana daty da im dużo większe szanse na powodzenia w obu głosowaniach i mocno osłabi szanse opozycji. - To bez wątpienia daje PiS-owi przewagę strategiczną w wyborach parlamentarnych, bo będzie mógł się skupić na najważniejszej dla siebie kampanii i jednym, choć złożonym z wielu partii przeciwniku, jakim jest opozycja - mówi profesor Waldemar Wojtasik.
Prawo i Sprawiedliwość może w ten sposób wyznaczać jasne i zrozumiałe dla swoich wyborców linie konfliktów, korzystać z utrwalonych i wygodnych dla siebie podziałów. Może to odebrać partiom opozycyjnym część potencjału mobilizacyjnego wynikającego ze startu komitetów lokalnych, które w sposób naturalny ustawiają się w kontrze do władzy centralnej
- tłumaczy ekspert w rozmowie z Onetem.
Jest jeszcze jeden argument, bardzo ważny dla PiS. Jeśli przyjrzeć mu się bliżej, wszyscy przyznamy, że to jedna z najsilniejszych broni partii. Kto bowiem odbębnia czarną robotę i wzbudza sympatie lub antypatie Polaków? Czwarta władza, czyli media. A tu prym gra oczywiście prorządowa, propagandowa TVP.
Jak zauważa profesor Wojtasik, w przypadku wyborów samorządowych rola tuby PiS maleje - obywatele koncentrują się na swoich małych ojczyznach, nie na tym, co mówią ogólnokrajowe media o wielkiej polityce. Być może właśnie po to PIS rękami Orlen zaczęło skupywać media lokalne - wszak propagandę trzeba siać wszędzie.
Oceń artykuł