Oceń
Jak skrócić kolejki do lekarzy w Polsce? Obecnie wizyta u specjalisty wymaga nawet kilkuletniego oczekiwania. Rząd PiS ma jednak pomysł jak rozwiązać problemy służby zdrowia, ale będzie to nieco kosztowało. Zapłacą oczywiście pacjenci.
Kolejki do lekarzy biją w Polsce rekordy, na wizytę u specjalisty niejednokrotnie czeka się wiele lat. Minister zdrowia Łukasz Szumowski znalazł jednak sposób, by skrócić kolejki. W wywiadzie dla „Business Insider” ujawnił, że rozważane są kary dla pacjentów, którzy rezerwują wizyty u lekarzy, a się na nich nie pojawiają i blokują miejsca innym potrzebującym pomocy medycznej.
Największy problem dotyczy ambulatoryjnej opieki specjalistycznej, czyli świadczeń realizowanych przez lekarzy specjalistów, do których obecnie kolejki są najdłuższe. Ale zdarza się także, że pacjenci nie stawiają się na umówioną operację. Gdyby u nas pacjent musiał zwrócić 2500 zł za zabieg, na który się nie stawił, następnym razem pamiętałby o odwołaniu wizyt - mówi Faktowi prezes Specjalistycznego Centrum Medycznego im. św. Jana Pawła II w Polanicy-Zdroju Renata Jażdż-Zaleska.
Szumowski podaje, że w 2019 roku aż 17 milionów pacjentów nie przyszło na umówioną wizytę, co stanowi ok. 20% wszystkich wizyt u specjalistów. Narodowy Fundusz Zdrowia (NFZ) ponosi z tego powodu straty, bo na umówioną wizytę musi zabezpieczyć środki, a kolejki do lekarzy stają się coraz dłuższe.
Kary dla pacjentów
Szef resortu zdrowia twierdzi, że pomysł karania pacjentów jest dopiero rozważany. Wstępnie kara miałaby wynieść od 20 do nawet 100 złotych. Tymczasem, jak podaje „Super Express”, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Andrzej Matyja krytykuje ten pomysł i uważa, że długie kolejki to nie wina pacjentów, a problemem jest jedynie niewydolny system.
Placówki medyczne od dłuższego czasu zgłaszają nam problem niestawiania się na wizyty u lekarzy specjalistów. Jednym z rozwiązań, jakie postulują, jest wprowadzenie pewnej formy odpłatności, co ich zdaniem pozwoli bardziej zmobilizować do zgłaszania się na wizyty lub choćby wcześniejsze ich odwoływanie – twierdzi wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński. („Fakt”)
Oceń artykuł