Oceń
W Polsce epidemia koronawirusa, a rząd ciągle dąży do wyborów prezydenckich. Nie dość, że planują przeprowadzić je wbrew konstytucji, to jeszcze zapewniają, że Polacy są bezpieczni.
Jak zorganizować wybory prezydenckie w czasie epidemii zabójczego, wyjątkowo zjadliwego wirusa? Większość krajów tego świata zgodnie stwierdza: nie da się, po czym własne głosowanie przesuwa. Ale nie Polska.
W Polsce na 10 maja zaplanowane są wybory prezydenckie. Przez epidemię nikt nie prowadzi kampanii (poza Andrzejem Dudą), a Polacy mają tłumnie głosować. Politycy wymyślili na to sposób. Wybory mają być korespondencyjne, problem w tym, że to wbrew prawu. Nie dość, że nie będą powszechne (nie każdy będzie mógł dobrowolnie wziąć w nich udział), nie będą anonimowe (do karty do głosowania trzeba dołączyć swoje dane, w tym PESEL), to nie będą też bezpieczne. Jest jeszcze jedno ale - wyborów nie może obsługiwać podległa rządowi spółka. Ale i na to PiS nie patrzy - oddelegowują do tego pocztę.
Szumowski: wybory bezpieczne
W czwartek minister zdrowia pytany był, czy jego zdaniem wybory korespondencyjne będą dla Polaków bezpieczne. Odpowiedź polityka szokuje.
Łukasz Szumowski stwierdził bowiem, że tłumne oddanie głosów przez setki ludzi odwiedzających placówki pocztowe, dążących do jednej urny, niczym nie różni się od odbierania przesyłek kurierskich czy wysyłania kartek na święta. Listonosz, który musi przekazać setki pakietów wyborczych do setek obywateli, jest jak dostawca paczek. A osoby pilnujące przebiegu wyborów... cóż. Tego już polityk nie skomentował.
Minister zapomniał o ważnych faktach. Po pierwsze cząsteczki koronawirusa SARS-COV-2 utrzymują się na papierze nawet 24h, na innych powierzchniach stałych, jak plastik, nawet kilka dni. Lokale pocztowe, by były bezpieczne, trzeba by więc dezynfekować co chwilę. Dezynfekcji trzeba by poddać też karty do głosowania, a osoby liczące głosy wyposażyć w specjalne uniformy (kombinezony, maski, rękawiczki).
Pozostaje też zagrożenie wynikające z mijania się ludzi w drodze na pocztę. Wybory mają trwać jak zwykle kilkanaście godzin. W normalnych warunkach, gdy jednocześnie oddawać głos w lokalu wyborczym może kilka osób, ustawiają się do niego długie kolejki. Jak uniknąć więc spotkań do jednej urny?
Bawaria anty-przykładem
Polski rząd w swoich planach powołuje się na Bawarię, w której przeprowadzono wybory korespondencyjne dla miliona osób (w Polsce to ok. 30 mln). Politycy nie patrzą jednak na konsekwencje. W tydzień po głosowaniu, w niemieckim landzie liczba osób zakażonych koronawirusem SARS-COV-2 wzrosła aż 4-krotnie! Dziś na COVID-19 choruje tam już prawie 30 tysięcy osób. To najbardziej dotknięte epidemią miejsce w całym kraju.
Oceń artykuł
Tu się dzieje
