Oceń
Korespondencyjne wybory prezydenckie się nie odbyły, ale 70 mln złotych zostało wydane. Prokuratura miała zająć się sprawą, a na celowniku znaleźli się minister aktywów państwowych Jacek Sasin i premier Mateusz Morawiecki. Zgadnijcie jaki jest finał tej sprawy…
Czy ktoś zostanie oskarżony za korespondencyjne wybory prezydenckie i bezpodstawne wydanie 70 milionów złotych? Oczywiście, że nie! Prokuratura odmówiła prowadzenia śledztwa ws. przekroczenia uprawnień przez premiera Mateusza Morawieckiego i ministra aktywów państwowych Jacka Sasina.
Wybory korespondencyjne i karty do głosowania – kto zapłaci?
Jak przypominają media, kopertowe wybory prezydenckie miały odbyć się 10 maja 2020 roku. Nie organizowała ich jednak Państwowa Komisja Wyborcza, a Poczta Polska pod nadzorem ministerstwa aktywów państwowych, którym rządził Jacek Sasin. Zgodę na taką formę wyborów wydał Mateusz Morawiecki, ale niedawno zapadł wyrok zgodnie z którym premier wydał decyzję bezprawnie. Jeśli okazałby się winny, groziłby mu trybunał stanu, a nawet odpowiedzialność karna!
Finalnie wybory prezydenckie odbyły się 28 czerwca w sposób tradycyjny. Po wyborach-widmo do warszawskiej prokuratury okręgowej trafiło ponad 100 zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa przez premiera Mateusza Morawieckiego i wicepremiera Jacka Sasina.
Jak widać, PiS nie da im zrobić krzywdy. Jak ujawnia RMF FM, prokuratura nie stwierdziła znamion przestępstwa w działaniach Morawieckiego i Sasina.
Pod decyzją podpisana jest prokurator Magdalena Kołodziej, która zasłynęła kuriozalnym uzasadnieniem umorzenia śledztwa w sprawie pobicia kobiet podczas marszu narodowców w Warszawie w 2017 roku. Argumentowała, że demonstranci nie bili kobiet, a jedynie wyrażali swe niezadowolenie – podaje rmf24.pl
Oceń artykuł