Oceń
Bartłomiej Misiewicz wyszedł z aresztu i już bryka na wolności. Tak jak się spodziewaliśmy, przyszedł czas na dramatyczne opowieści o tym, jak wyglądało życie za kratami. Okazuje się, że Miś to już całkiem inny człowiek. Opowiedział m.in. o tym, dlaczego będzie walczył z Patrykiem Vegą i czy rzeczywiście oferował komuś pracę za seks.
Bartłomiej Misiewicz nadal (choć nie wiadomo, jak długo jeszcze) rozkoszuje się wolnością i wreszcie opowiedział jak wyglądał pobyt za kratami. To jego pierwszy wywiad po wyjściu zza krat. Były rzecznik MON i pupil Antoniego Macierewicza wyznał „Onetowi”, że przez 5 miesięcy był zamknięty w izolowanej celi dwa na trzy metry i mógł wychodzić jedynie na samotne spacery, na które miał godzinę dziennie.
Misiewicz twierdzi, że „prokuratura zrobiła wszystko, by uniemożliwić mu wyjście z aresztu, mimo decyzji sądu”. Nawet gdy jego ojciec wpłacił za niego kaucję w wysokości 100 tys. złotych, prokurator i tak nie chciał go wypuścić, co było niezgodne z prawem.
Dieta cud: więzienie, Bóg i głód
Okazało się, że Misiewicz przeszedł za kratami duchową przemianę i zbliżył się do Boga. Teraz codziennie modli się tak, jak robił to w celi. Zabijał też czas czytaniem książek i rozwiązywaniem krzyżówek. Przy okazji schudł 25 kilogramów, co nie było jedynie efektem stresu i niskiej jakości posiłków, ale też codziennych treningów fizycznych.
„Miś” zapewnia, że nie chce zgrywać twardziela, ale wyznał, że miał kryzysy i było to ciężkie doświadczenie dla jego psychiki. Pomagały mu rozmowy z wychowawcą i psychologiem. Najgorzej zniósł jednak rozłąkę z rodziną i to, że nie mógł widywać się z rodzicami.
Trafiłem do aresztu późnym wieczorem. Pamiętam, że następnego dnia próbowałem jakoś zorganizować sobie dzień. Pobudka była o 6 rano. Dziś sam się z siebie śmieję, ale wtedy wstałem, umyłem się, zjadłem śniadanie i poprosiłem strażników, czy mógłbym wziąć prysznic. Popatrzyli na mnie z uśmiechem i wyjaśnili: „na pańskim oddziale prysznice są w środy i soboty”. Jakoś musiałem to przetrzymać. Wtedy zacząłem pisać dziennik, mam spisany każdy mój dzień – Misiewicz opowiedział o pierwszym dniu w celi. (Onet.pl)
Bartłomiej Misiewicz kontra Patryk Vega
Kłopoty Misiewicza nadal się nie skończyły, bo teraz musi udowodnić, że jest niewinny i oczyścić się z zarzutów. Liczy jednak na niezawisłe sądy i sprawiedliwy wyrok, na który wpływu nie będą mieli politycy. Oczywiście odpiera zarzuty o narażenie na szkody Polskiej Grupy Zbrojeniowej i zawieranie fikcyjnych umów. Twierdzi również, że nie oferował nikomu pracy za seks.
Opisywana sytuacja nigdy nie miała miejsca, przynajmniej nie z moim udziałem. Czy kiedykolwiek razem spożywaliśmy alkohol? Nie pamiętam, być może było kilka takich okazji, stricte towarzyskich, ale z pewnością nie było tak, żebym ja brał udział w jakimś procesie rekrutacyjnym w PGE GiEK lub Sławek w MON. To absurd. To zwyczajna próba dyskredytacji człowieka poprzez wypuszczanie medialnych szczurów – powiedział Misiewicz w rozmowie z „Onetem”.
Przy okazji przyznał, że popełniał błędy. Za pomyłkę uznaje pojechanie na dyskotekę służbowym samochodem, ale twierdzi, że „oddał pieniądze do resortu obrony”.
Misiewicza czeka teraz sądowa wojna z Patrykiem Vegą. Żąda od reżysera miliona złotych odszkodowania za film „Polityka”. Nie chce jednak wycinać z filmu wszystkich scen, a jedynie usunąć te, które uwłaczają jego godności. Przyznał, że podobał mu się pierwszy „Pitbull”, ale zarzuca Vedze, że ten jest niewiarygodny i wstydzi się nawet swojego prawdziwego nazwiska.
Oceń artykuł