Oceń
Mieszkańcy Podhala do niedawna stanowczo sprzeciwiali się szczepieniom, a tamtejsze gminy biły niechlubne rekordy najmniejszego poziomu wyszczepienia w Polsce. Teraz górale zmienili zdanie, a punkty szczepień błyskawicznie się zapełniają. Co mogło wpłynąć na tę decyzję?
Jeszcze latem górale zapewniali, że więcej fal pandemii już nie będzie, a szczepienia nie mają sensu. Jak też tłumaczyli, nikt nie będzie im rozkazywał, a "dzięki tym, którzy się nie zaszczepią, przetrwa ludzkość".
Szczepionki są z płodów ludzkich. Ufam Bogu, co będzie, to będzie. Nie chcę, żeby mi ktoś majstrował w genach. To jest naprawdę niebezpieczne - mówił jeden z mieszkańców Zakopanego.
Teraz okazuje się, że "troska o przetrwanie ludzkości" stała się mniej istotna, gdyż punkty szczepień na terenie podhalańskich gmin zaczęły się zapełniać.
Górale boją się COVID-19
Lekarze twierdzą, że w pierwszej kolejności na zmianę decyzji wpływ miał lęk przed zachorowaniem. Jesienna fala pandemii pokazała, że COVID-19 to nie jest grypa, a choroba jest groźniejsza, niż wcześniej przypuszczano.
Sytuacja wygląda zdecydowanie lepiej, zaczynamy się rozkręcać dość intensywnie. Pacjenci z dużym zainteresowaniem zaczynają się szczepić, zwłaszcza że to, co dzieje się dookoła, nie napawa optymizmem. Strach zaczyna im w oczy zaglądać - mówił w rozmowie z "Wyborczą" dr Jerzy Toczek, pracownik jednego z zakopiańskich szpitali.
Górale, którzy mniej boją się choroby, także podjęli decyzję o szczepieniu, lecz w tym przypadku zadecydowała potrzeba zarobku. Spora część z nich pracuje w Dortmundzie, Wiedniu czy Amsterdamie, gdzie bez unijnego certyfikatu covidowego nikt ich nie wpuści. Przeciwnicy szczepień z innych części kraju też się wkrótce skuszą?
Oceń artykuł
Tu się dzieje
