Oceń
Państwowa spółka, a dokładniej KGHM, stoi za zanieczyszczeniem Odry i wielką rzezią ryb? A może ich działania nie wywołały katastrofy, lecz się do niej przyczyniły? W sprawie pojawił się nowy, szokujący wątek.
Pisaliśmy już o tym, że działania rządu w sprawie wyjaśnienia przyczyn katastrofy ekologicznej na Odrze wyglądają tak, jakby ktoś za wszelką cenę chciał ukryć prawdę. W świetle nowych informacji sprawa nabiera jeszcze większych rumieńców i jeszcze mocniej śmierdzi. Czyżby rządzący doskonale wiedzieli, kto stoi za masakrą fauny w Odrze?
Aby wyjaśnić, co się stało i dlaczego to ważne, musimy cofnąć się do głośnych wyników badań przeprowadzonych przez Niemców. Ich pierwsze testy wykazać miały ogromne stężenie rtęci w wodzie. Chwilę później poinformowali, że może to być miejscowa anomalia. Kolejne badania wykazały, że woda w słodkiej rzece jest... słona. I to tak, że to właśnie sole mogły ryby wymordować.
Państwowa spółka skaziła wodę w Odrze?
Skąd się wzięło wysokie zasolenie wody w Odrze? Tu dochodzimy do sedna. Na wstępie zaznaczyć trzeba, że gdyby nie kontrola poselska jednego z polityków Koalicji Obywatelskiej, o niczym byśmy nie wiedzieli. Piotr Borys ustalił, że państwowa KGHM otrzymała od Wód Polskich (kolejna państwowa instytucja) zgodę na zrzut słonej wody z flotacji rud i kopalni. Między 29 lipca a 10 sierpnia, czyli w czasie największego skażenia, do Odry z zakładu KGHM w Głogowie zrzuciła ogromne ilości słonej wody.
Czy to ona doprowadziła do katastrofy? Raczej nie, jednak mogła ją pogłębić. Co jednak ważne, mimo coraz głośniejszych alarmów o skażeniu i śniętych rybach, aż do 10 sierpnia nikt nie zarządzał kryzysem i nie wydał KGHM polecenia, by zrzut wstrzymać. Zrobili to sami w reakcji na ogólnopolską panikę.
Między 29 lipca a 10 sierpnia ogromne ilości słonej wody z flotacji rud i kopalni trafiły do Odry w okolicach Głogowa ze zbiornika Żelazny Most Zakładu Hydrotechnicznego KGHM. Firma miała decyzję wodnoprawną, ale nikt z Wód Polskich, Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska we Wrocławiu czy od wojewody nie poprosił o czasowe wstrzymanie zrzutów. Nikt nie zadzwonił i nie zarządzał kryzysem
- mówi poseł Koalicji Obywatelskiej Piotr Borys.
Tymczasem przypomnijmy - sama ministra środowiska Anna Moskwa sugerowała ostatnio, że to właśnie wysokie zasolenie miałoby zabić ryby w rzece. Przedstawiciele rządu sugerowali też, że to właśnie zrzut dużych ilości wód przemysłowych do Odry i poruszenie zanieczyszczeń z jej dna, mogło doprowadzić do katastrofy.
Kto zatruł wodę w Odrze? KGHM nie wywołała katastrofy, ale...
Pewne jest i to na sto procent, że zakład KGHM w Głogowie katastrofy nie wywołał, bo, wbrew temu, co sugerowali niektórzy politycy PiS i dziennikarze TVP, woda w rzece nie płynie wstecz. Pierwsze śnięte ryby pojawiły się w Oławie, która leży około 100 kilometrów przed Głogowem. To więc fizycznie niemożliwe. Możliwe jest jednak, że zrzuty z KGHM mogły wzmóc niebezpieczeństwo.
Zarzuty odpiera tymczasem dyrektorka komunikacji w KGHM Lidia Marcinkowska, która zarzuca posłowi KO manipulację i mijanie się z prawdą. - Wypadałoby przed podaniem "wyników kontroli" poznać dane. Akurat w lipcu i sierpniu 2022 roku KGHM miał minimalne w stosunku do przeciętnych zrzuty wody, a i te były codziennie badane. A miejsce zrzutu to Głogów-100 km za Oławą - napisała na Twitterze.
Kto więc Odrę skaził? Od początku afery odrzańskiej w oskarżeniach przewija się nazwa jednej firmy - Jack-Pol w Oławie. To tam po raz pierwszy zaobserwowano śnięte ryby, tam też regularnie do rzeki zrzucane mają być tajemnicze ścieki. Prezes firmy oczywiście wszystkiemu zaprzecza i twierdzi, że jest kozłem ofiarnym, a Wojewódzki Inspektorat Środowiska we Wrocławiu uparcie nie ujawnia wyników badań próbek wody pobranych w okolicach zrzutów na początku sierpnia.
Oceń artykuł
Tu się dzieje
