Oceń
Rząd chce w trybie pilnym zmienić obowiązujące w Polsce prawo. Wszystko po to, by ludzie nie mogli robić wymówek przeciw noszeniu maseczek ochronnych.
Ministerstwo Zdrowia reaguje na kolejne rekordy zakażeń koronawirusem w Polsce. Rzecznik resortu Wojciech Andrusiewicz zapowiedział, że rząd w "trybie pilnym" zajmie się zmianą prawa. Ekspresowe zmiany potrzebne są, by zabrać Polakom wymówki i zmusić ich do noszenia maseczek lub przyłbic ochronnych.
Nie ma wytłumaczenia dla nieprzestrzegania powszechnego obowiązku zasłaniania ust i nosa - mówi Andrusiewicz. - W trybie pilnym chcemy doprecyzować przepisy dotyczące zasłaniania nosa i ust m.in. tak, by właściciele sklepów mogli odmówić obsługi klientów, którzy tego obowiązku nie przestrzegają - zapowiedział.
Wyższe kary niemal pewne
Jeśli rząd zmieni prawo, możemy spodziewać się, że bez maseczki/przyłbicy, lub ze źle zasłoniętą twarzą (np. z odkrytym nosem) nie zostaniemy wpuszczeni do sklepu. Jeśli mimo obostrzeń nie będziemy się do nich stosować, czekają nas nieprzyjemne konsekwencje.
Już teraz wejście do sklepu bez maseczki, czy jazda komunikacją publiczną bez osłony na twarzy, to możliwość otrzymania mandatu w wysokości 500 złotych i grzywny od sanepidu nawet do 30 000 złotych. Kary mogą jednak wzrosnąć! Póki co plany obejmują jednak jedynie właścicieli sklepów.
Wzmocnienie zapisów będzie zapewne rodzić też konsekwencje wzmocnienia przepisów karnych, zawartych już w ustawie, a dotyczących kar właśnie dla podmiotów handlowych za nieprzestrzeganie norm sanitarno-epidemiologicznych i narażanie klientów na zakażenie
- zapowiedział Andrusiewicz w rozmowie z PAP.
Już teraz w części polskich miast ruszyły wzmożone kontrole policji i straży miejskiej w placówkach handlowych i środkach transportu publicznego. Ministerstwo Zdrowia rozważa też miejscowe zaostrzanie restrykcji - np. wprowadzanie w wybranych powiatach limitów w sklepach czy restauracjach.
Oceń artykuł

