Oceń
Polska służba zdrowia nie radzi sobie z koronawirusem - ale nie z winy lekarzy. Czy rząd PiS kłamie na temat świetnego przygotowania kraju do pandemii?
Coraz trudniej wierzyć w zapewnienia rządu, z ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim na czele, że Polska radzi sobie i wygra walkę z pandemią. Koronawirus SARS-COV-2 atakuje i zabija w naszym kraju. Zdiagnozowano dotąd jednak "tylko" nieco ponad 300 pacjentów (na tle innych państw to bardzo mało). Niestety mało osób zostało przebadanych.
Według danych Ministerstwa Zdrowia, od początku marca przebadano zaledwie około 10 tysięcy próbek pobranych od pacjentów. Tymczasem minister zdrowia Łukasz Szumowski poinformował w czwartek w Polskim Radiu, że pobrano ich 50 tysięcy!
Do laboratoriów trafiło już ok. 50 tys. testów. Przepustowość laboratoriów rośnie. Mamy możliwość dziennego testowania ponad 3 tys. próbek
- powiedział minister.
W ciągu doby wykonujemy ok. 1,5 tys. testów. Mamy już wykonanych 10 tys. testów. Bardzo szybko rozszerzamy bazę laboratoriów - dodał.
Co więcej, Szumowski twierdzi, że testy na obecność koronawirusa SARS-COV-2 dostępne są dla wszystkich pacjentów i zlecić je może każdy lekarz.
Dziś, jeżeli lekarz ma jakiekolwiek podejrzenie zakażenia, od razu wykonywany jest test na obecność koronawirusa
- zapewnił w radiowej "Trójce".
Pamiętajmy, że test ma sens, kiedy mija siódmy dzień od kontaktu z zakażonym
- stwierdził, choć zapomniał dodać, że jego koledzy z ministerstwa zostali poddani badaniom niemal z dnia na dzień.
Zakażonych może być dużo więcej
Niestety, doniesienia kolejnych szpitali i pacjentów zupełnie nie współgrają z zapewnieniami ministra zdrowia. W Poznaniu pacjenci na wyniki badań czekają nawet po kilka dni.
W Wielkopolsce badania wykonuje tylko jedno, należące do sanepidu laboratorium. W szpitalu miejskim w Poznaniu, przekształconym w zakaźny, przebywa kilkudziesięciu pacjentów z podejrzeniem koronawirusa. Zdiagnozowana została tylko niewielka część. Reszta czeka.
To wręcz niemożliwe, by zakażonych było u nas tak mało
- mówią lekarze w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
W kilku przypadkach na koronawirusa wskazują objawy czy informacje zebrane w trakcie wywiadu lekarskiego. Nie mamy tylko potwierdzenia.
Kolejki do testów, a tych brak
Jak się okazuje, sanepid w Poznaniu wykonał do tej pory 926 testów, przy czym u jednej osoby badanie powtarza się nawet trzy razy. Pacjenci czekają na wyniki po 5 dni, a czas ten może się jeszcze bardziej wydłużyć.
W ostatnich dniach wysyłamy do badań więcej próbek, niż dostajemy wyników. To jakby na autostradzie zrobił się korek: mieliśmy pędzić, ale musimy czekać, a kolejka za nami rośnie
- mówią lekarze.
W laboratorium w Poznaniu są dwa aparaty do badania próbek. Jeden - nowy i nowoczesny - diagnozuje 25 próbek w 3 godziny. Niestety, Poznań nie posiada specjalnych, dedykowanych do niego testów.
Drugi aparat może wykonać zaledwie kilkanaście testów w ciągu 8-9 godzin. Przez to, mimo że próbki od pacjentów stale się pobiera, do badań ustawiła się długa kolejka.
Nie można badać pacjentów
Jest też kolejny problem. Mimo zapewnień ministra zdrowia, badanie na obecność SARS-COV-2 zlecić może tylko lekarz zakaźnik i sanepid. Osoby, które nie wyjeżdżały za granicę, nie miały uświadomionego kontaktu z potencjalnym zakażonym lub zakażonym, mają znacznie utrudnioną diagnozę. Nawet jeśli ich lekarz stwierdzi, że wszystkie objawy wskazują na koronawirusa z Wuhan, nie może zlecić testu!
Onet.pl opisuje historię pani Marty, u której lekarz zdiagnozował koronawirusa i... zalecił zostanie w domu. Jak wytłumaczył, nie może skierować jej na badania. Te zostaną wykonane dopiero, jeśli u kobiety wystąpią duszności i trafi do szpitala zakaźnego.
Usłyszałam, że gdyby nagle wystąpiły duszności, wtedy trzeba dzwonić po karetkę, opisać swoją sytuację. I czekać na służby. Jeżeli jednak stan zdrowia się nie pogorszy, mam siedzieć w domu i nigdzie nie wychodzić
- mówi kobieta.
Serwis zwrócił się o komentarz do miejscowego sanepidu.
Nie jesteśmy w stanie zbadać wszystkich. Po prostu nie ma takiej opcji
- poinformowali.
Nie mamy tyle testów, by badać osobę w wieku 30 lat, u której jest podejrzenie koronawirusa, która siedzi w domu i która nie ma poważnych objawów, np. duszności. W pierwszej kolejności badamy np. ludzi, którzy np. przebywali w dużych skupiskach (np. szpitalach) i istnieje ryzyko, że mogli zarazić innych.
Oceń artykuł