Oceń
Ostatnie lata są rekordowe pod względem złożonych przez uczniów rezygnacji z lekcji religii. Młodzież narzeka na upolitycznienie Kościoła a także stosunek duchownych do aborcji lub LGBT. Szef MEN poszukuje recepty na poprawę sytuacji.
Kwestią prowadzenia lekcji religii w szkołach niedawno zajęli się działacze Lewicy. Ze sporządzonych przez nich badań wynika, że od 2020 roku lawinowo rośnie liczba uczniów, którzy rezygnują z uczęszczania na religię.
Młodzież ma dość lekcji religii
Zdaniem autorów badania niechęć młodych ludzi do zajęć religii może wynikać z wydarzeń, do jakich doszło w 2020 roku. Antyreligijne nastroje rozbudziły między innymi protesty aborcyjne, ale także stosunek duchownych do aborcji i osób LGBT.
Nie przez przypadek najwięcej było ich w tym szkolnym roku. Młodzi ludzie, dla których różnorodność jest wartością, mają w sobie coraz więcej niezgody na indoktrynację i nękanie społeczności LGBT na podobnych lekcjach. Nie dziwię się więc, że coraz więcej z nich rezygnuje z udziału w religii – stwierdziła w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Magda Dropek, działaczka krakowskiej Lewicy.
Działacze Lewicy przypominają, że koszty prowadzenia zajęć religii w szkołach są ogromne i w skali całego kraju plasują się na poziomie około 1,5 miliarda złotych. Uczniowie coraz częściej mówią o tym, że szkoły powinny mieć świecki charakter. Innego zdania jest minister edukacji Przemysław Czarnek, który planuje zmusić uczniów do uczęszczania na religię lub etykę.
Sprawę z dystansem traktują przedstawiciele Kościoła, którzy twierdzą, że niechęć do lekcji religii spowodowana prowadzeniem zajęć w formie on-line, a wkrótce wszystko wróci do normy.
Oceń artykuł

