Oceń
Są kraje, gdzie koronawirus SARS-CoV-2 nie jest największym zagrożeniem. Bangladesz zmaga się bowiem z apokaliptyczną epidemią BIEGUNKI. To nie jest "kupa śmiechu", bo z powodu tej nieprzyjemnej dolegliwości zmarło już 8 osób, a ponad 30 tysięcy jest chorych!
Bangladesz walczy z zabójczą epidemią i wcale nie chodzi o COVID-19. Jak to mówią Amerykanie „shit happens”, czasem zdarzają się problemy żołądkowo-jelitowe, jednak w Bangladeszu urosły one apokaliptycznych rozmiarów. W regionie Barishal nad Zatoką Bengalską wybuchła mefistofeliczna epidemia biegunki. W ciągu 3 miesięcy odnotowano 32 tysiące zachorowań, z czego w ostatnim tygodniu 8 tysięcy. Jest to zabójcza biegunka, która w sumie zabiła już 8 osób.
Szpitale nie radzą sobie z napływem pacjentów, ponieważ codziennie hospitalizowanych jest ok. 1500 nowych osób. Władze oddelegowały 400-osoby zespół lekarzy do walki z epidemią. Działają w 74 zespołach medycznych.
W szpitalu w miejscowości Bhola, gdzie jest 250 łóżek, pacjenci leżą na matach rozłożonych na podłogach w salach, korytarzach i balkonach placówki – podaje interia.pl.
Biegunka wpędza Bangladesz do grobu
Jaka jest przyczyna „kupokalipsy”? Instytut Epidemiologii Kontroli Chorób i Badań wykrył bakterię E.coli w kale pacjentów i to ona może odpowiadać za epidemię. Miejscowi eksperci podkreślają, że wypicie zatrutej wody w tropikalnym klimacie może skończyć się śmiertelną biegunką.
Choć dolegliwość wydaje się niektórym komediowa, to żartów z nią nie ma, bo jak ostrzega serwis ourworldindata.org, w 2017 r. na choroby związane z biegunką zmarło na świecie 1,6 mln ludzi, z tego około pół miliona dzieci poniżej piątego roku życia. W samym Bangladeszu z powodu biegunki w 2017 r. zmarło 18 tys. osób, podczas gdy w 1990 r. - ponad 144 tys.
Panuje błędne przekonanie, że mieszkańcy slumsów mogą przyzwyczaić się do zanieczyszczonej wody, ale badania temu przeczą. Wiele osób w Indiach i Bangladeszu umiera przez choroby związane z brudną wodą. Biegunką zarażają się najczęściej dzsieci - wyjaśnia Vinay Chaudhary z Dakki. (Interia.pl)
Oceń artykuł

