Oceń
W Niemczech udokumentowano pierwszy w historii przypadek zachorowania człowieka na gorączkę zachodniego Nilu. Wirus przemieszcza się po Europie w zatrważającym tempie. Zagraża też Polakom.
Gorączka zachodniego Nilu brzmi jak coś, co nas nie dotyczy, prawda? A jednak. Choroba rodem z Ugandy rozprzestrzenia się po całym świecie.
W piątek władze Niemiec poinformowały o pierwszym w historii kraju przypadku odnotowania wirusa u człowieka. Zaraził się nim 70-letni mężczyzna, pacjent szpitala w Lipsku. Mężczyzna do placówki trafił z podejrzeniem zapalenia opon mózgowych.
Na szczęście - jak podaje Deutche Welle - w tym przypadku pacjenta udało się wyleczyć. Niepokojący jest jednak fakt, że mężczyzna zaraził się w Niemczech. To zdrowy mieszkaniec wsi, który nigdzie nie podróżował, a wirusa złapał najpewniej od zwierząt.
Letni wirus
Na szczęście w najbliższych miesiącach, wraz z obniżeniem temperatur, ryzyko rozprzestrzeniania się choroby spadnie.
Ryzyko kolejnych przypadków maleje jesienią, gdy spada liczba komarów
- informuje Lothar Wieler, prezes Instytutu im. Roberta Kocha.
Niestety, niebezpieczeństwo powróci latem. Co gorsza, te są coraz bardziej upalne, więc przenoszące chorobę komary mnożą się i są bardziej aktywne.
Nie da się zapobiec
Niestety, choć chorobę odkryto już w 1937 roku, do dziś nie wynaleziono szczepionki, która mogłaby jej zapobiec. A wirus rozprzestrzenia się w ogromnym tempie. Tylko w 2018 roku odnotowano aż 1300 przypadków (90 osób zmarło). W 2017 roku przypadków było... niecałe 300!
Wirusem z Ugandy zarazić się jest bardzo łatwo - wystarczy z pozoru niewinne ugryzienie komara. U 80 procent ludzi wirus nie daje żadnych objawów, u 20 występują problemy ze zdrowiem. Zwykle są to wysypka i gorączka, ale zdarza się, że dochodzi do zapalenia mózgu lub opon mózgowo-rdzeniowych.
Oceń artykuł