Oceń
Kima, żadna choroba się nie ima, a jednak się wystraszył. Posłał 50 tysięcy ludzi na morderczą wyprawę, ale nie zamierza w żaden sposób ich wspierać i wypełniać "świętego" obowiązku.
Gigantyczny tłum Koreańczyków wyruszył właśnie w pielgrzymkę na szczyt Pektu-san. To jedno z najważniejszych miejsc w Korei Północnej. Jest niemal święte - utrzymuje się, że to właśnie tam urodził się Kim Dzong II - ojciec Kim Dzong Una. Choć najprawdopodobniej to - co w przypadku Korei i jej bajek sprzedawanych ludziom - jest zwykłą bujdą.
Jedną z takich bujd ma być brak koronawirusa w Korei. Według oficjalnych przekazów z zamkniętego państwa, rządzonego przez dyktatora, nikt tam jeszcze nie umarł, a nawet się nie zaraził. Mimo to Kim już zdążył odizolować część obywateli, umieszczając ich na odległej wyspie.
Kim się boi
Jeszcze rok temu Kim pozował na górze Pektu-san, zasiadając na białym rumaku. Teraz jednak nie zamierza uczcić ojca w miejscu jego rzekomych narodzin. Choć utrzymuje się, że jest odporny na choroby, ba, nawet się nie wypróżnia (co ludzkie, jest mu obce), Kim miał przestraszyć się koronawirusa.
Biedny, nieśmiertelny przywódca narodu, mógłby zachorować, ale to, jego zdaniem, nie grozi poddanym. A jeśli grozi... cóż, są mniej ważni. 50 tysięcy osób ruszyło więc najprawdopodobniej pod przymusem na morderczą wędrówkę. Do przejścia mają setki kilometrów, a idą bez żadnych maseczek czy ochrony. Świętość Kima ważniejsza jest od wszystkiego.
Oceń artykuł