Oceń
Kołdra o mały włos nie doprowadziła Szkota do śmierci. Gdyby nie czujność lekarza, którego spotkał na swej drodze, już by było po nim.
Kołdra to obiekt westchnień wszystkich przemęczonych ludzi na świecie. Okazuje się jednak, że ten przedmiot wiecznej tęsknoty pracowników, studentów i uczniów - bywa śmiertelnie niebezpieczny!
Pochodzący z Aberdeenshire Martin Taylor miesiącami bardzo źle się czuł. Miał problemy z oddychaniem i zawroty głowy. Mimo tego, że skończył dopiero 43 lata, bardzo trudno było mu nawet wchodzić po schodach. W końcu poczuł, że ma dość męki i udał się do lekarza.
Przeszedł przez wiele różnych gabinetów. Większość medyków leczyło go objawowo na bliżej nieokreśloną infekcję dróg oddechowych. Ostatecznie zaniepokojony jego niepolepszającym się stanem lekarz rodzinny - skierował Taylora do szpitala.
Kołdra morderca nie ma serca
Tam dokonano mrożącego krew w żyłach odkrycia. To kołdra Szkota była wszystkiemu winna! Podstępnie zabijała swojego właściciela, który przecież w chwilach pogorszenia stanu zdrowia - wciąż na nowo wracał w jej objęcia.
W szpitalu stwierdzono, że przez cały ten czas Taylor cierpiał na alergiczne zapalenie pęcherzyków płucnych tzw. płuco farmera. Postawienie tej diagnozy przypominało układanie puzzli i spokojnie nadawałoby się jako historia do kultowego serialu dr House. Uczulenie wywołała kołdra z piór.
Wymienienie pościeli syntetycznej na taką z pierzem, okazało się jedną z najgorszych decyzji, jakie Taylor podjął w życiu. Całe szczęście kołdra ostatecznie nie zdążyła go zabić.
Choć było już bardzo blisko.
Oceń artykuł
Tu się dzieje
