Oceń
Na poligonie testowym w Rosji doszło do wybuchu rakiety z silnikiem jądrowym. Niebezpieczne zdarzenie miało miejsce 8 sierpnia, ale do dziś na jaw wychodzą kolejne, przerażające informacje.
Początkowo Rosjanie twierdzili, że nie stało się nic poważnego. Poinformowali, że doszło do niegroźnego, małego wybuchu, a w pożarze zginęły dwie osoby. Zapomnieli jednak dodać, co eksplodowało.
Mały Czarnobyl
To, jak niebezpieczny wypadek wydarzył się w Rosji, wyszło na jaw kilka dni później. Najpierw ustalono, że tuż po wybuchu ponad 20-krotnie wzrosło promieniowanie, później, że zginęły nie 2 a 5 osób - wszyscy to specjaliści od broni jądrowej.
Choć mieszkańcy okolicznych miejscowości szturmowali apteki w poszukiwaniu jodu, a w powietrze w momencie wybuchu wzbił się charakterystyczny "grzybek", Rosja nadal udaje, że to nic takiego. Tymczasem okazało się, że 2 stacje, zbierające pomiary odnośnie promieniowania, nagle przestały przekazywać informacje. Teraz wiadomo już, że jest ich więcej.
Aż cztery stacje monitorujące poziom promieniowania jądrowego, wszystkie ulokowane w Rosji, przestały przesyłać informacje zaraz po wybuchu. Rosjanie tłumaczą się oczywiście usterkami technicznymi - informuje "Wall Street Journal".
Radioaktywna chmura
Tymczasem CTBTO, czyli Komitet Przygotowawczy ds. Całkowitego Zakazu Prób Jądrowych, przygotował wizualizację, ukazującą, jak przemieszczać się może radioaktywna chmura znad Rosji. Na szczęście - przynajmniej według ich wyliczeń - omija ona Polskę.
Co na to wszystko Rosjanie? Twierdzą, że "nie mają obowiązku przekazywać danych o promieniowaniu", a CTBTO nie powinno interesować się wybuchem na terenie Rosji, bo to zwyczajnie... nie ich sprawa.
Oceń artykuł